Z dziennika młodego podróżnika, czyli nasza relacja z pięciodniowej wycieczki szkolnej do słonecznej Katalonii!
Poniedziałek, 07 kwietnia 2025
Cóż może być piękniejszego? Obudził nas chłodny kwietniowy poranek, ale pociesza perspektywa słońca Hiszpanii. Zamiast szkolnego plecaka czeka walizka. Zamiast do szkoły zmierzamy na lotnisko. Wszyscy jesteśmy podekscytowani.
Niespełna trzygodzinny lot był mega przyjemny. Szczególnie zachwycił nas widok ośnieżonych szczytów Alp.
Na lotnisku Barcelona-Girona wita nas ciepły wiatr i słońce. Jedziemy busem do Lloret de Mar-nadmorskiej turystycznej miejscowości, gdzie znajduje się nasz hotel - Samba. Mamy fajne pokoje z wygodnymi łóżkami! Z okien roztacza się przepiękny widok na palmy, kwiaty, hotelowy basen … a na horyzoncie morze. I ten zapach… Zaraz spotkamy się z naszą przewodnik i idziemy zwiedzać!
Spacerując labiryntem uliczek Starego Miasta w centrum Lloret de Mar mijamy mnóstwo sklepów z pamiątkami i akcesoriami dla turystów. Humory nam dopisują. Pstrykamy kilka fotek przy malowniczym kościele św. Romy i idziemy dalej. Kierujemy się w stronę plaży. Tu zachwyca nas kolor wody w urokliwej zatoczce. Wspinamy się po kamiennych schodach. Na klifie wita nas La Dona Marinera, czyli Żona Rybaka, nazywana również Wenus z Lloret. To prawie 2,5 metrowy brązowy monument przestawiający kobietę wyglądającą męża wracającego z morskiej wyprawy. Legenda głosi, że kto dotknie jej stóp patrząc w horyzont i wypowie życzenie – to ono się spełni. Oczywiście prawie wszyscy głaszczemy stopy Marinery.
Jesteśmy już lekko zmęczeni i głodni, więc, między czasie wchodzimy do McDonalda. Wiecie, że mają tam nieco inne niż w Polsce menu?!
Czas się rozpakować i odpocząć przed kolacją.
Jedzenie w hotelu zaskoczyło nas różnorodnością, ilością i smakiem. Uczta dla oczu i podniebienia.
A wieczorkiem jeszcze wypad na plażę. Krótki, niespełna 10-minutowy spacer i jesteśmy. Po drodze kupiliśmy piłkę siatkową, więc była super zabawa. Cudownie było poczuć ciepły piasek pod stopami. Niektórzy zmoczyli też nogi w morzu. Czy myślisz, że zmęczeni szybko zasnęliśmy? Ha, ha!
Wtorek, 08 kwietnia 2025
Hola Barcelona! Tak, dzisiaj zwiedzamy Barcelonę! Po śniadaniu spotykamy się ponownie z panią Agatą – naszą przewodnik i jedziemy naszym busem do Barcelony. Po drodze mijamy malownicze wybrzeża i miasteczka Costa Brava a pani Agata opowiada różne ciekawostki o geografii, kulturze i historii Katalonii i Barcelony. Uczymy się też podstawowych zwrotów grzecznościowych po katalońsku i hiszpańsku.
Do Barcelony wjeżdżamy od strony dzielnicy Eixample jedną z jej jednokierunkowych sześciopasowych ulic. Czy widzieliście kiedyś zdjęcia Barcelony z lotu ptaka? Zaskakuje tu kratka szerokich długich ulic obsadzonych zielenią oraz ośmiokątnych kamienic zaprojektowanych w XIX w. przez hiszpańskiego urbanistę Ildefonsa Cerda, który znalazł optymalne rozwiązanie dla ruchu oraz lepszej cyrkulacji promieni słonecznych i wentylacji. A szerokie chodniki dla pieszych i ścieżki rowerowe – marzenie! Jedziemy dalej i już wkrótce naszym oczom ukazuje się przepiękny Casa Batllo, a potem Casa Mila zaprojektowane przez Gaudiego, a gdzieś w oddali pomiędzy budynkami migają nam zachwycające wieże Sagrada Familia wzbudzając nasze pierwsze „ochy” i „ahy”. Później tam też będziemy!
Na razie kierujemy się w stronę Wzgórza Monjuic. Wreszcie wysiadamy z busa. Oglądamy Stadion Olimpijski oraz obiekty wystawowe z 1929 r. i Pałac Narodowy. Na wzgórze wjeżdżamy kolejką linową podziwiając widoki na Barcelonę oraz wybrzeże i imponujący port. Spacerkiem, delektując się przepięknym pejzażem schodzimy ze wzgórza Montjuic w stronę La Rambla, przystajemy przy pomniku Krzysztofa Kolumba - który niegdyś wyruszuł z Barcelony, aby odkryć Nowy Świat, a potem idziemy dalej lawirując w tłumie turystów. Zachwycamy się tętniącym życiem Placa Reial czyli Placem Królewskim z jego palmami, fontanną i latarniami (dwie z nich zostały zaprojektowane przez młodego Antonio Gaudiego). Wreszcie zanurzamy się w labiryncie średniowiecznych, wąskich, krętych uliczek Dzielnicy Gotyckiej (Barri Gotic). Chłoniemy niepowtarzalny klimat Starego Miasta mijając designerskie sklepy, przytulne kafejki, restauracje serwujące lokalne jedzenie i bary tapas. Cały czas słuchamy ciekawych opowieści pani Agaty.
Przystajemy na sesję zdjęciową przy muralu el Beso (Pocałunek) – fotomoziace Joana Fontcuberta z 2014 r. upamiętniającej 300 rocznicę upadku Barcelony.To naprawdę fajna historia i oryginalny pomysł. Otóż ogromny Pocałunek został stworzony z 4000 miniaturowych zdjęć nadesłanych przez Barcelończyków, których tematem przewodnim są chwile wolności.
Mijając kolorowych ulicznych artystów, podziwiamy Katedrę św. Eulalii wyróżniajacą się kunsztownie wykonaną gotycką fasadą i zwiedzamy kolejne zabytki Starego Miasta. Tymczasem zaczyna nam burczeć w brzuchach więc zatrzymujemy się na posiłek w Pansie – lokalnej sieci gastronomicznej.
Najedzeni zwiedzamy dalej. Naszym oczom ukazuje się niezywkły sklep z pamiątkami, który sprzedaje ręcznie robione figruki El Caganer przedstawiające postać załatwiajacego swoje potrzeby fizjologiczne katalońskiego rolnika ubranego w czerwony beret i czarne spodnie. Ha!Ha! Figurka Caganer jestdyskretnie umieszczana w katalońskim żłóbku w okresie Świąt Bożego Narodzenia. Jest symbolem szczęścia, radości i powodzenia oraz urodzaju. Zgodnie z historią stolec przez niego oddawany nawozi ziemię na przyszły rok. Obecnie Caganer często przyjmuje postać słynnych ludzi i fikcyjnych postaci. Posiadanie własnego Caganera jest dla wielu znanych osobistości zaszczytem. Wśród Polskich celebrytów swojej figurki doczekał się np. Robert Lewandowski.
Kontynuujemy spacer po dzielnicy przystając przy bazylice Santa Maria del Mar szczycącej się mianem najpiekniejszego przykładu architektury gotyckiej w całej Katalonii. Budowa tego kościoła jest tłem przejmującej historii opisanej w książce „Katedra w Barcelonie” autrostwa I. Falconesa a kontunuację losów bohaterów można zobaczyć w serialu „Dziedzice ziemi” na Netflixie.
Nasz ostatni przystanek w tej części Barcelony to Centrum Kultury El Born. Teraz jedziemy zobaczyć Sagrada Familia.
Majestatyczna, spektakularna, niezwykała ikona Barcelony – Sagrada Familia projektu Antoniego Gaudiego. Jej budowa ruszyła w 1882 roku. Kiedy w 1926 r. Gaudi zmarł wskutek obrażeń doznanych w nieszczęsliwym wypadku drogowym, potrącony przez tramwaj, pozostawił jedynie jedną czwartą gotowej budowli. Został pochowany w krypcie w jej wnętrzu zgodnie ze swoim życzeniem. Architekt był świadomy, że nie zdoła ukończyć dzieła swojego życia. Zakończenie budowy przewiduje się na 2026 rok. Projekt kościoła zawiera trzy fasady: Narodzenia, Pasji i Chwały oraz 18 wież, a każda ma swoje znaczenie, 12 z nich symbolizuje apostołów, 4 to ewangeliści, jedna dla Maryi Dziewicy, a ostatnia dla Jezusa Chrystusa. Ta bazylika jest po prostu niesamowita…Chwili dopełniło donośne, przeszywające bicie dzwonów.
Ruszamy w dalszą podróż kierując się do Parku Guell, będącego kolejnym dziełem Antoniego Gaudiego. Tu, spacerujemy chłonąc zapachy wiosennych kwiatów, co jakiś czas przystajemy zasłuchani w opowieści pani przewodnik. Wreszcie docieramy do jednej z najdłuższych i najwygodniejszych ławek na świecie i podziwiamy z tarsu budowle w blasku zachodzącego słońca. A wszystko udekorowane przecudną kolorową mozaiką. Park Guell podobnie jak Fasada Narodzenia Sagrady Familii znajduje się na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Robimy mnóstwo zdjęć a potem wracmy do busa i jedziemy do hotelu na kolację.
Po kolacji i długim pełnym atrakcji dniu, mimo późnej godziny niektórzy mają przypływ energii. Więc, schodzimy do hotelowej sali bankietowej, gdzie odbywają się tańce przy katalońskiej, hiszpańskiej i latynoamerykańskiej muzyce. Poznajemy grupkę starszych przesympatycznych pań brylujacych po parkiecie, które uczą dziewczyny mi.in. katalońskiej rumby. Niestety robi się poźno i trzeba maszerować do łóżek. A my nie chcemy spać…
Środa, 09 kwietnia 2025
Po śniadaniu, ponownie spotykamy się z naszą panią przewodnik i znowu wyruszamy w podróż do Barcelony. Tym razem pierwszym punktem programu jest Oceanarium. Najbardziej podoba nam się przeszklony tunel, gdzie poruszamy się ruchomym chodnikiem po „dnie oceanu” obserwując podwodny świat. Pingwiny też były urocze.
Po dwóch godzinach zwiedzania i zakupieniu pamiątek jemy lunch i wyruszamy w stronę Camp Nou. Jeszcze przed dotarciem na remontowany stadion Barcy dowiadujemy się od pani Agaty wielu ciekawostek na temat drużyny, historii jej powstania i społecznego znaczenia dla Barcelony i Katalonii. Barca jest symbolem katalońskiej kultury, Dumą Katalonii stąd jej motto „Mes que un club” tj. „Więcej niż klub”. Rozbawia nas fakt, że kibice FC Barcelony to „cules” czyli „tyłki” i w dodatku są z tego bardzo dumni. Według anegdotki na dawnym stadionie Barcelony Camp del Carrer Industria, nie było krzesełek, a drewniane trybuny z ławkami i barierki. Kiedy podczas meczu patrzyło się na nie z tyłu, widać było całe rzędy pośladków kibiców.
Przy Stadionie Camp Nou czeka na nas nie lada gratka: Barca Immersive Tour i Muzeum. Podczas wycieczki z audio przewodnikiem oglądamy wystawę przedstawiającą historię i wartości klubu, sylwetki zawodników oraz trofea. Mega wrażenie robi na nas Spotify Camp Nou Live – wciągający pokaz audiowizualny 360 stopni, gdzie jesteśmy w centrum footballowego świata Barcy.
Kolejnym niesamowitym doświadczeniem jest Barca Virtual Dream. Zakładają nam okulary VR i eksplorujemy wirtualną przestrzeń stając się wybranym przez nas piłkarzem, zaglądamy do przyszłości Barcy i … do szafek w szatni zawodników. Niezłe to było!
Czas zmierzyć się z robo-bramkarzem. Każdy ma trzy strzały i nie uwierzycie Kondzio strzela gola!
Robimy pamiątkowe zdjęcia z szalikiem drużyny i wchodzimy na punkt widokowy by rzucić okiem na remontowany Camp Nou. Potem obowiązkowo sklep z pamiątkami i wracamy do hotelu w Lloret de Mar na obiadokolację. Wieczorem wybieramy się na obiecany spacer na plażę. Znowu gramy w piłkę i świetnie się bawimy. Dziewczyny nagrywają filmiki. I naprawdę nie chcemy wracać do hotelu, ale robi się już ciemno…
Czwartek, 10 kwietnia 2025
Dzisiaj rejs statkiem do Tossy. Po śniadaniu idziemy po pobliską plażę, gdzie wkrótce przypływa nasz statek. Wchodzimy nań po trapie i możemy ruszać w rejs. Wieje wiatr, ale jest słonecznie. Płyniemy wzdłuż linii brzegowej i podziwiamy Costa Brava mijając klify, skały, przepiękne plaże i miasteczka. Robimy pamiątkowe zdjęcia.
Tossa de Mar jest znane z bardzo dobrze zachowanej, przepięknej starówki Villa Vella i fortyfikacji obronnych z XII w. To miasteczko kradnie nasze serca widokami, urokliwą średniowieczną zabudową, wąskimi uliczkami, schodkami, zielenią, lokalnymi kafejkami restauracyjkami ze stolikami w ogródkach. Po zwiedzaniu zasiadamy w jednym z takich miejsc pod drzewkiem pomarańczy i delektujemy się lokalną kuchnią. Zamawiamy tapas: ośmiorniczki, mule w sosie pomidorowym, krewetki, pa amb tomaquet - kataloński chleb z oliwą i pastą pomidorową oraz zapiekane ziemniaczki alioli, kalamary, ser ... No dobra! Niektórzy wolą kebaba – ale cóż poradzić! Ważne, że było pysznie.Po lunchu gramy w gry i zgadywanki.
I cóż, czas pożegnać się z Tossą, której magię i klimat wprost trudno opisać.
Po powrocie do Lloret spacerujemy i kupujemy pamiątki oraz drobne upominki dla najbliższych.
Wieczorem znowu idziemy na plażę i gramy w piłkę. Jest cudownie. Wracamy do hotelu i pakujemy się, bo rano musimy się wymeldować. A skoro, to nasza ostania noc tutaj więc, jeszcze raz schodzimy na tańce. Ole!
Piątek, 11 kwietnia 2025
Ostatni dzień naszej wycieczki… ale czeka nas jeszcze trochę atrakcji. Wstajemy wcześnie rano i po śniadaniu wyjeżdżamy do Figueres na przygodę z Salvadorem Dali. Teatro Museo Dali, czyli własne muzeum Dalego jest największym surrealistycznym dziełem na świecie. Jego prace zaskakują, są nieprzeciętne a czasem wręcz kontrowersyjne. Na pewno trudno przejść obok nich obojętnie. A czy wiecie, że to Dali zaprojektował logo lizaków Chupa Chups? Po obowiązkowym przystanku w sklepie z pamiątkami wyruszamy do Girony.
W Gironie wita nas Cul del la Leona czyli słynna girońska lwica, która wygląda raczej jak wystraszony kociak wpięty w romańską kolumnę. Ale czemu się dziwić po latach bycia całowaną i głaskaną po tyłeczku?! Liczy się jednak efekt. Tak bliskie spotkanie z Leoną ma zapewnić nam powrót do Girony i szczęście.
Kolejny przystanek to spotkanie z muchami św. Narcyza. Tak, z muchami! Św. Narcyz, biskup Jerozolimy jest patronem miasta od czasu legendarnego zdarzenia z XIII w., kiedy to mieszkańcy Girony otworzyli bramy przed francuskimi wojskami, a te zaczęły grabić miasto. Zrozpaczeni zwrócili się do św. Narcyza i wymodlili ratunek u stóp jego relikwii. Z grobowca wydostał się rój much, który dotkliwie pogryzł francuskich żołnierzy i zmusił do ucieczki.
Spacerując Gironie oglądamy jeszcze kościół św. Feliksa, arabskie łaźnie, klimatyczną żydowską dzielnicę El Call i katedrę, która zagrała w szóstej części „Gry o Tron” Wielki Sept Baelora w Królewskiej Przystani, a przed jej przepiękną fasadą pojawiła się Cersei Lannister. Zresztą w wielu zabytkowych miejscach Girona grała w serialu Wolne Miasto Braavos. Poznaliśmy też legendę o La Bruixa de pedra, którą upamiętniono jako gargulca plującego wodą.
W trakcie spaceru zatrzymujemy się w cukierni, aby spróbować lokalnego przysmaku Xuixo de Girona, które jest rodzajem podłużnego pączka z kremem katalońskim, a wiąże się z nim kolejna ciekawa legenda. Otóż, pewien sympatyczny akrobata el Tarla zabawiający mieszkańców podczas epidemii zakochał się w córce cukiernika. Pewnego razu, gdy ojciec dziewczyny pojawił się niespodziewanie podczas schadzki el Tarla ukrył się w worku mąki. Jego obecność zdradziło jednak kichnięcie (brzmiące jak siu-sio). Na szczęście wszystko dobrze się kończy - młodzi się pobierają, a cukiernik na pamiątkę wydarzenia przygotowuje wypiek i nazywa go na cześć kichnięcia.
Niestety, wszystko co dobre, szybko się kończy. Czas wracać. Wielkimi brawami żegnamy się z panią Agatą i kierowcą dziękując im za wspólnie spędzony czas. Jedziemy na lotnisko w Gironie skąd lecimy do Krakowa i dalej busem do Osmolic. Na parkingu przy szkole czekają już nasi rodzice.
Wracamy bogatsi o nowe doświadczenia, wiedzę i umiejętności, szczęśliwi, z walizkami pełnymi pamiątek i wspomnień oraz planami dotyczącymi kolejnych wycieczek.
P.S. Wiemy, wiemy nieco przydługa ta relacja. Brawo dla tych, którzy przeczytali do końca! Mamy nadzieję, że choć troszkę Was zaciekawiliśmy. Zapraszamy do obejrzenia zdjęć.